Forum Vanesis Strona Główna
»
Opowiadania
Napisz odpowiedź
Użytkownik
Temat
Treść wiadomości
Emotikony
Więcej Ikon
Kolor:
Domyślny
Ciemnoczerwony
Czerwony
Pomarańćzowy
Brązowy
Żółty
Zielony
Oliwkowy
Błękitny
Niebieski
Ciemnoniebieski
Purpurowy
Fioletowy
Biały
Czarny
Rozmiar:
Minimalny
Mały
Normalny
Duży
Ogromny
Zamknij Tagi
Opcje
HTML:
TAK
BBCode
:
TAK
Uśmieszki:
TAK
Wyłącz HTML w tym poście
Wyłącz BBCode w tym poście
Wyłącz Uśmieszki w tym poście
Kod potwierdzający: *
Wszystkie czasy w strefie GMT + 5 Godzin
Wybierz forum
Informacje i Zasady
----------------
Nowości
Reguły gry
Świat GpT
Postaci
Propozycje
Inne
Królestwo Wschodu
----------------
Rozgrywka
Targowisko
Gospoda pod Trollem
Królestwo Zachodu
----------------
Rozgrywka
Targowisko
Karczma PWM
Gildie
----------------
Prezentacje Gildii
Dyplomacja i Wojny
Siedziby Gildii
Rozmowy
Pozostałe
----------------
OWioN
Tibia
Opowiadania
Przegląd tematu
Autor
Wiadomość
Ritzefeld
Wysłany: Wto 19:19, 07 Lut 2006
Temat postu:
Erich Schmidt - coś w rodzaju "erych szmyd" ale ja BARDZO, BARDZO nie lubię pisać jak cuś się czyta...
Jawohl - tak jest.
Co do tego, że to była prawda - to ja wiem, na razie tak jest... Ale później zrobi się zdecydowanie ciekawiej (podpowiem, że nie do końca związane z historią PRAWDZIWĄ)
Jacops
Wysłany: Pon 20:32, 06 Lut 2006
Temat postu:
III Rzesza to -.- Mam tylko pytani jak sie czyta tego
Cytat:
Erich Schmidt
Ericz Szmit? Czy jak? Ale jak na początek to opowiadanie jest na 9/10
Mialem tylko problemy z czytaniem tych Niemieckich imion
Ale najgorsze jest to, ze to byla kiedys prawda
(Kiedys sie to zdarzyło)
Cytat:
Stefan Moller
Tylko tego żlonierza moglem bezproblemu przeczytac, bo ten imiennik gra w "M jak Milosc" i "Zalórz się"
Cytat:
Jawohl
Co to znaczy
Dobrze
, czy co?
Btw: Nieznam zadobrze Niemieckiego... W sql ucze sie Anglika
Ritzefeld
Wysłany: Pon 20:04, 06 Lut 2006
Temat postu: Wielka Wojna (seria)
Cóż, wiem że powinienem kontynuować opowieść o Telefosie - ale postanowiłem zamieścić tutaj swoje dzieło. Proszę nie zwracać uwagi na przekleństwa - w trzeciej części będzie ich spooroooo. Na razie zrobiłem dwie części, do trzeciej brakuje mi już troszeńkę werwy.
Epizod I - Początek.
* * *
Erich Schmidt podniósł do ust papierosa i zaciągnął się nim. Smętnie spojrzał na swój wypolerowany do połysku bagnet. Za parę godzin zalśni krwią.
Erich był wysokim i szczupłym brunetem o pociągłej twarzy, z wystającymi koścmi policzkowymi. Został zwerbowany w służbie Fuhrera dwa lata temu. Od tej pory zapomniał już jak wyglądają matka i siostra. Nagle rozległ się głos Hauptmanna Neufelda:
- Wstawać lenie! - Jak zwykle uprzejmy, Neufeld nie zostawiał wiele czasu na namysł. - Ruszać się! Szybciej! Schmidt! Chodź no tu!
- Jawohl, herr hauptmann!
Schmidt wstał z miękkiej, zielonej trawy, podszedł do Neufelda i zapytał:
- Tak, słucham sir?
- Umiesz prowadzić samochód?
- Tak jest, sir!
- Dobrze, w takim razie poprowadzisz mojego Kubelwagona. Pakuj manatki chłopcze!
- Tak jest, sir!
Erich był trochę zaskoczony, co nie zdarzało mu się często. Niemniej jednak podniósł z trawy swój peem, walthera i plecak. Zarzucił peem na lewe ramię, założył plecak na plecy i powiedział:
- Jestem gotowy, sir!
- Świetnie. Chodź tutaj, wsiadaj i jedź do Cottbus!
- Jawohl, herr hauptmann!
Schmidt wsiadł do pojazdu, zapalił silnik i wolno ruszył do przodu.
- Szybciej, feldfebel! - krzyknął Neufeld.
Schmidt bez słowa przyśpieszył. Droga była trochę kamienista, ale jechało się szybko i dobrze. Po pięciu minutach zapytał:
- A co z tymi którzy tam zostali, herr hauptmann?
- Leutnant Schroder się nimi zajmie. Skup się na prowadzeniu, feldfebel!
Schmidt skupił się na prowadzeniu. Przygryzł w milczeniu wargę. Od dawna mówiło się o wojnie, ale nie spodziewał się żeby wybuchła. Neufeld nigdy by się nie ruszył z ich małego obozu w Sprembergu, zatem musiała wybuchnąć wojna. Albo wybuchnie lada dzień.
Po godzinie zobaczyli przedmieścia Cottbus, które nie wyglądało zbyt wesoło. Okna były zasłonięte, prawie nie było ludzi na ulicach. Gdzieniegdzie szybkim chodem szli przechodnie, jakby chcieli wrócić do domu i nie być świadkami tego, co się stanie. Schmidt się zaniepokoił. Jego stan pogorszył się jeszcze bardziej, gdy zobaczył że główny plac miasta jest wypełniony stojącymi w jednoszeregu wysokimi postaciami w szarych mundurach feldgrau. 'A więc wojna' - Pomyślał Schmidt. Popatrzył posępnie na żołnierzy Wehrmachtu. Widział ich twarze pełne dumy z bycia zagorzałymi hitlerowcami. Schmidt zauważył ich sztandar - Elitarna 4 Dywizja Piechoty. 'Cóż, nie ma to jak stary, dobry Wehrmacht' - Pomyślał. Schmidt nie był hitlerowcem, ale był gotów walczyć dla chwały Narodu Niemieckiego. Spojrzał w bok. Neufeld stanął i jechał dumnie pokazując heil hitler. Dla Schmidta był to jedynie gest, nie wyrażenie szacunku Hitlerowi. Neufeld nachylił się i powiedział:
- Zatrzymaj się, feldfebel i zaczekaj tu.
Schmidt zrobił jak mu kazano. Neufeld wysiadł z wozu i podszedł do oficera z naszywkami Sturmbannfuhrera. O czymś rozmawiali, byli na tyle daleko, że Schmidt nie mógł podsłuchać o czym. Głównie mówił Neufeld, a Sturmbannfuhrer tylko słuchał. Nagle ten drugi coś powiedział, a Neufeld zrobił się blady. Na jego twarzy powoli wykwitł uśmiech. Nagle wyprężył się, podniósł prawą rękę w hitlerowskim geście, stuknął obcasami o beton i podekscytowany wrócił do Kubelwagona.
- Feldfebel, jedziemy do Grunbergu*! Zostałem awansowany i mianowany dowódcą 3 Brygady Piechoty Zmechanizowanej! Masz przed sobą Sturmfuhrera! Za dwanaście godzin najeżdżamy Polskę!
Schmidt skamieniał. Nagle zrobiło mu się bardzo gorąco. A więc już postanowione. Nastąpi to, czego bał się najbardziej. Wojna. Jak we śnie otworzył drzwi nowo awansowanemu Sturmfuhrerowi, zapuścił silnik i skierował samochód w stronę wyjazdu z miasta. Mgliście pomyślał, że powinien obrać drogę na Grunberg. Wciąż nie mógł w to uwierzyć.
Po pięciu godzinach jazdy Schmidt konał przed kierownicą. Te cholerne objazdy, już nie mieli gdzie ich postawić?! Spojrzał na zegarek i pomyślał: 'Jeszcze sześć godzin snu a reszta to przygotowania i jazda do samej granicy. No i zdobycie jej.'
Neufeld tryskał szczęściem i radością, w ciągu całej drogi zasnął tylko na godzinę. Resztę drogi paplał o swoich sukcesach, co było Schmidtowi bardzo nie na rękę, bowiem on raczej chciał się dowiedzieć co się stanie z kolegami.
Nagle oboje ujrzeli światła obozu. Neufeld powiedział:
- Feldfebel, mam dla ciebie dobrą wiadomość. W czasie rozmowy z Herr Kerditzem postarałem się o przeniesienie tutaj twoich przyjaciół. Poznaj dobroć swojego Sturmfuhrera.
Schmidtowi odjęło mowę. Na to Neufeld:
- Nie spodziewałeś się tego, prawda Feldfebel?
- Nie, herr Sturmfuhrer! Dziękuje panu bardzo, herr Sturmfuhrer!
- Dobrze Feldfebel. Masz pięć godzin na poznanie się z nowymi żołnierzami, rozmowy ze starymi kolegami i na sen. Zrozumiano?
- Jawohl!
Schmidt wysiadł z Kubelwagona, zabrał swój ekwipunek i skierował się do swojego baraku. Mruknął tylko do wszystkich 'Heil Hitler' i legł na łóżku. Natychmiast zapadł w mocny, głęboki sen.
Pięć godzin później zbudziło go silne potrząsanie za ramię. Zdawało mu się, że słyszy jakieś głosy. Otworzył oczy, przetarł je i zobaczył wszystkich swoich przyjaciół w bojowym rynsztunku i w mundurach 3 Brygady. Byli tam wszyscy: Schutze Walter Koch, Oberschutze Stefan Moller, Oberschutze Karl Mirov i Gefreiter Hans Knapper. Potrząsał Walter.
- Erich, obudź się, przegapisz inwazję!
Schmidt usiadł na łóżku i sennym głosem powiedział:
- Witam panowie. Czy to naprawdę już dziś?
- Tak, to już dziś. - Odpowiedzieli mu wszyscy. - Wstawaj szybciej, bierz ekwipunek i staw się na placu! Nie mamy czasu!
Schmidt posłusznie wstał, założył peem na plecy, włożył walthera do kabury i sprawdził plecak. Niczego mu nie brakowało, miał nawet szczoteczkę do mycia zębów. Założył plecak i wyszedł z baraku. Ustawił się w jednoszeregu w samą porę. Neufeld wyszedł ze swojego baraku w otoczeniu paru oficerów wyższych rangą. Schmidt zauważył, że zmienił już naszywki. Neufeld krzyknął:
- Na chwałę Hitlera! Wy, żołnierze Rzeszy dzisiaj zdobędziecie Polskę! Dotrzemy do granicy, przekroczymy ją i zawładniemy całą Polską! Naprzód! Za Rzeszę!
Schmidt poczuł się rozluźniony. Nie wiedział, co się stanie za parę godzin ale był pewien że im się uda. Zdobędą Polskę własnymi rękoma.
Epizod II: Najazd na Polskę: Część I/IV
* * *
Feldfebel Erich Schmidt wysiadł z ciężarówki. Obok niego na ziemię zeskoczyli jego najlepsi przyjaciele: Schutze Walter Koch, Oberschutze Stefan Moller, Oberschutze Karl Mirov i Gefreiter Hans Knapper. Nie będę tytułował ich stopniami ani imionami, lecz nazwiskami.
Schmidt ustawił się w jednoszeregu razem z resztą. Neufeld już podjeżdżał, oczywiście pokazując heil hitler. Schmidt pomyślał, że Neufeld próbuje pokazywać ten gest przy każdej okazji. Kubelwagon zatrzymał się. Neufeld wysiadł i powiedział:
- Żołnierze! Stoimy przed polską granicą! Za chwilę przekroczymy tę ziemię za chwałę Rzeszy! Za Hitlera, za Trzecią Rzeszę! Odbierzemy tą Ziemię plugawym Polakom, damy ją tym, którzy naprawdę na nią zasługują, prawdziwym Niemcom! Żołnierze! Odwróćcie się i zdejmijcie polski szlaban, bowiem to już nie będzie ziemia polska, lecz ziemia prawdziwych Niemców! Naprzód!
Schmidt spojrzał na zegarek. Za kwadrans piąta. Ta godzina na pewno coś znaczyła. Schmidt nie wiedział, czy to oni zaczną inwazję. Razem z innymi podbiegł do szlabanu. Schmidt ponownie spojrzał na zegarek. Za czternaście piąta. Spojrzał na Neufelda. Powiedział:
- Herr Sturmfuhrer, mamy atakować?
- Tak, feldfebel. Atakujcie, na chwałę Rzeszy!
Schmidt ściągnął peem z ramienia, sprawdził ilość amunicji i magazynków i krzyknął:
- Przygotować się! Sprawdzić amunicję! Szybciej, szybciej! Zdobądźcie strażnice, ale migiem żółtodzioby!
Ze środka strażnicy wybiegł jakiś Polak chcący sprawdzić co się stało. Nagle rozległ się huk. To Mirov wystrzelił ze swojego karabinu. Schmidt pogratulował mu dobrego strzału. Ze środka strażnicy rozległy się odgłosy nadawania wiadomości. Schmidt wrzasnął:
- Wrzućcie granat do środka! Nie dajcie im przekazać wiadomości!
Knapper wrzucił granat do środka. Głuchy huk eksplozji zmieszał się z jękiem rannych Polaków w środku. Schmidt wydał rozkaz sprawdzenia wnętrza strażnicy. Koch i Moller natychmiast tam wszedli, zobaczyli dwóch Polaków leżących na ziemi. Jeden miał oderwaną rękę, a drugi miał tułów bez głowy,
Po chwili Koch znalazł głowę. Była w innym pokoju, miała oczy zamknięte i nie spodziewała się niczego. Najprawdopodobniej ten człowiek spał. Koch przypomniał sobie, że ten człowiek leżał niedaleko łóżka, a więc na pewno spał. Moller tymczasem wymiotował. Koch spróbował przywrócić do świadomości polaka z oderwaną ręką. Nie udało mu się to, gdyż ten był zajęty jęczeniem i zwijaniem się z bólu. Był wysoki, barczysty, dobrze zbudowany. Miał gęste blond włosy i niebieskie oczy. 'Nordyk' - Pomyślał Koch. ' Z pewnością będzie można z niego zrobić volksdeutscha' - Pomyślał. Ale ta decyzja należała już do Neufelda. Moller już chyba nie miał czego zwracać. Koch powiedział do niego:
- Stefan, szukaj noszy! Ten drugi jest ranny, musimy go zabrać. - Powiedział rozkazująco, po czym wychylił się przez okno i wrzasnął:
- Erich, mamy tu rannego! Oderwana ręka! Zaraz go wynosimy. Chyba nic więcej!
- Walter, sprawdź co ze sprzętem radiowym!
- Jawohl!
- I sprawdź też, czy nie ma czegoś dla wywiadu!
- Jawohl!
Koch przetrząsnął wszystkie szafy w pośpiechu, ale nie znalazł niczego. Zauważył natomiast z zadowoleniem, że radio jest całkowicie strzaskane. Zobaczył Mollera sklecającego szybko nosze w kącie. Nastepnie przeniósł wzrok na rannego. Miał podkrążone oczy, czego Koch wcześniej nie zauważył zajmując się raczej jego stanem. Trzymał się za rękę, a raczej za to co z niej zostało. Pojękiwał już bardzo cicho i przeklinał po polsku. Koch nie mógł rozróżnić słów, zresztą nie znał polskiego. Mollor podszedł do jęczącego, położył prowizoryczne nosze obok niego i powiedział do Kocha:
- Walter, pomóż mi z nim do cholery!
Koch podszedł do Polaka, chwycił go za nogi i razem z Mollerem, ktory chwycił za ramiona przeniósł go na nosze. Nastepnie oboje chwycili za nosze, Koch z przodu a Moller z tyłu. Wolno i ostrożnie wynieśli rannego. Mirov zabawiał się karabinem. Schmidt czyścił walthera. Knapper torturował manekina, którego wziął nie wiadomo skąd. Niezwykle celnie rzucał nożami, czym zawsze się chwalił. Koch postawił rannego obok Schmidta.
- Erich, nie ma tam niczego dla wywiadu, zdaje się że ten delikwent właśnie nadawał. Radio jest w drobiazgach. - Powiedział, po czym usiadł na trawie. - Kiedy przyjdzie Neufeld?
- Miał załatwić coś w dowództwie. Tymczasem zdejmijmy szlaban. - Wstał i powiedział głośno - No dobra, koniec lenienia się! Zdejmujemy szlaban! Szybciej!
Piątka przyjaciół podeszła do szlabanu. Nagle Schmidt wpadł na pewien pomysł. Wyciągnął walthera z kabury i wystrzelił w polskim godle znak swastyki. Wszyscy się roześmiali. Nagle huknął strzał i Moller osunął się na kolana. Na jego piersi wykwitła mała czerwona plamka krwi. Moller tylko spojrzał na nią ze zdumieniem i upadł na twarz. Strzelec mógł przeładować natychmiast więc towarzysze zmarłego wyciągneli broń. Padł drugi strzał, który trafił w lewą rękę Schmidta. Prawdopodobnie to on był celem, a Moller został trafiony przez przypadek - wszak to on stał najbliżej Schmidta. Niestety, pechowy strzelec nie miał dużo czasu na ucieczkę - drugim strzałem zdradził swoje miejsce pobytu. Były to krzaki nieopodal strażnicy. Mirov bez wahania trzema susami znalazł się za nimi, w trakcie skoków wyciągając nóż zza pasa. Dla Polaka był to wyrok śmierci. Już po chwili za krzakami znalazł się Knapper, ale nawet jego odporny zazwyczaj żołądek musiał zwrócić swoją zawartość gdy ujrzał ten straszny widok. Mirov trafił uciekającego Polaka nożem pomiędzy żebra, a teraz powoli podcinał leżącemu żyły. Polak umierał w męczarniach, ale jakby tego było mało Mirov postanowił się przekonać czy jego żołądek jest w porządku. Po jego wyjęciu wydawał się być w porzadku, ale Polak nie za bardzo. Knapper odwrócił wzrok. Po raz pierwszy w życiu zaczął się czegoś bać. Pomyślał jednak, że ma szczęście że Mirov jest po jego stronie. Po czym zwymiotował jeszcze raz.
Mirov i Knapper wrócili do strażnicy. Schmidt trzymał się za rękę, Koch sprawdzał, czy Moller nie miał przy sobie granatów i bardzo cennej amunicji. To, że jest martwy, nie ulegało najmniejszej wątpliwości.
- Czy strzelec nie żyje? - Zapytał Schmidt.
- Nie pytaj! Nawet nie pytaj! - Wrzasnął Knapper.
- Czemu? Co się stało?
- On mu podciął żyły, wyciągnął i odciął żołądek! I to z pełnym spokojem!
- Wykroiłem mu jeszcze serce i poprzecinałem jelita - wtrącił się Mirov z niezmąconym niczym spokojem.
Schmidt wzdrygnął się. On także zaczynał się bać Mirova.
- Tak czy siak, dobra robota. - Powiedział. - No dobra, zdejmujemy ten cholerny szlaban!
Jak powiedział, tak zrobili. Tuż po zdjęciu szlabanu i zniszczeniu wszystkich polskich godeł nadjechał Neufeld. Rychło w czas. 'Szkoda że to nie jego zdjął strzelec.' - Pomyślał Schmidt. Podszedł do niego i zameldował:
- Herr Sturmfuhrer, zajeliśmy strażnicę! Padł Oberschutze Stefan Moller, mamy jednego rannego jeńca. Ja dostałem w rękę, Herr Sturmfuhrer. Zabiliśmy trzech Polaków. Niestety, żadnych wiadomości dla wywiadu. Prawdopodobnie nie zdążyli nadać niczego.
- Bardzo dobrze, feldfebel. Jutro pójdziemy w głąb kraju. Do tej operacji wybrałem ciebie i waszą drużynę, ponieważ jesteście najpewniejsi. Jutro prawdopodobnie stoczycie większą bitwę pod Opolem.
* * *
Cóż, przepraszam za powtórzenia :/
fora.pl
- załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by
phpBB
© phpBB Group
Theme designed for
Trushkin.net
|
Themes Database
.
Regulamin