Rejestracja FAQ Użytkownicy Szukaj Forum Vanesis Strona Główna

Forum Vanesis Strona Główna » Świat GpT » Bitwa Wschodu, znana też jako Bitwa nad Pamą
Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat 
Bitwa Wschodu, znana też jako Bitwa nad Pamą
PostWysłany: Nie 18:21, 12 Lut 2006
Ritzefeld
Mistrz Gry

 
Dołączył: 08 Sty 2006
Posty: 265
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


[link widoczny dla zalogowanych]
Na początku VI wieku I Ery, panowanie nad królestwem Wschodu objął król Ebutar IV z dynastii Zerowingów. Przejął on władzę po swoim ojcu, Ebutarze III. Dziwnym trafem reszta jego konkurentów do tronu rozpłynęła się w powietrzu, nikt nie wiedział co się z nimi stało. Krążyły plotki, że osiemnastoletni Ebutar kazał ich wyeliminować. Był on niezrównanym mówcą, każdego mógł przekonać do swojej sprawy. Był on tak dobry i zręczny w swoim rzemiośle, że nakłonił uprzejmych i uczynnych, ale nieskorych do wojaczki elfów oraz zwykle chytrego i bardzo przebiegłego, czyhającego na każdą okazję ambasadora Zachodu do wyruszenia na wojnę z północnymi plemionami Orków i Cyklopów. Wojna formalnie rozpoczęła się latem 504 roku I Ery, lecz ludzie z Zachodu długo zbierali się i nieco niechętnie szli na wojnę. Ta cała mobilizacja trwała cztery lata, a w tym czasie orkowie zagarnęli trzy czwarte terenów Wschodu. Kiedy jednak Zachód nadszedł wreszcie z pomocą, przynosząc ze sobą imponujące sto pięćdziesiąt tysięcy ludzi, razem odepchnęli przeciwnika. Orkowie na widok tak potężnej masy ludzi zazwyczaj uciekali w popłochu, a połączonym wojskom Aliantów pozostawało jedynie wyzwolić te tereny. Cała ta sytuacja trwała sześć lat, co tylko podkreśla jak duży obszar zajęli orkowie. Jednak połączone siły nie mogły tak iść dłużej; Władca orków imieniem Gar-Terek zagrodził im drogę nad rzeką Pamą.
Piętnaście po dziesiątej, dzień dwudziesty czwarty Puterina, 514 rok I Ery. Sto pięćdziesiąt tysięcy elfów, półtorej tysiąca gigantów i trzysta tysięcy ludzi czeka w lesie nad Pamą, zajmując strategiczne pozycje i broniąc trzech mostów. Naprzeciwko nich stało osiemset pięćdziesiąt tysięcy obijających tarcze i wprawiających się w szał orków i cyklopów. Dowódcą elfów i gigantów był marszałek polny Kel’Tarek, ludźmi kierował Ebutar IV. Drugiej armii komenderował cesarz orków, Gar-Terek z królewskiego szczepu Mar-Patig. Oprócz nich na polu bitwy znajdował się też cały szczep Mar-Patig i dwóch najznaczniejszych orczych zastępowych – Tur-Kar i Gag-Shak. Drugiej armii dowodzili także wielcy wodzowie, tacy jak chorąży Nevratil, dowodzący Świętym Zastępem, chorąży Uten, kierujący Złotą Jazdą czy pułkownik Xnu’Kel, komenderujący oddziałem Srebrnej Strzały. Były to największe i najlepsze chorągwie ludzkie, orkowie czasami tworzyli własne zastępy, lecz były one niezdyscyplinowane i tylko najlepsi i najtwardsi mogli nimi dowodzić. Taki właśnie był zastęp Hug-Tug, którym kierował wspomniany już Tur-Kar.
Orkowie, dostatecznie szaleni ruszyli zrazu wolno do przodu. Na ten ruch odpowiedzieli szybko elfowie, wybiegając do przodu oraz ludzie, próbując organizować zwarty szyk przy mostach do ich obrony. Horda ruszyła naprzód, chcąc przebyć wszystkie trzy mosty jak najprędzej. Elficcy łucznicy wypuścili swoje strzały prosto na szarżujących nieprzyjaciół. Wielu poległo pod tym ostrzałem, lecz niewystarczająco dużo żeby ludzie mieli jakiekolwiek szanse. Orkowie byli bardzo blisko mostów, gdy drugi raz świsnęły strzały. Tym razem poległo już dużo więcej przeciwników, lecz ci nieubłaganie zbliżali się do mostów. Teraz elfowie pokazali, co naprawdę potrafią. Ich ręce zmieniały się w jedną rozmazaną plamę, biorąc strzały z kołczana, błyskawicznie naciągając cięciwę i puszczając ją. Dzięki temu, że specjalnie do bitwy wzięli ze sobą dwa kołczany strzał, mogli zabić dwa razy więcej orków. Oczywiście, większość strzał nie trafiała w cel lub trafiała w miarę nieszkodliwie, niemniej jednak niektórzy orkowie mieli skrępowane ruchy i poruszali się mniej żwawo. Kiedy strzały się skończyły, ludzie z Zachodu broniący środkowego mostu wysunęli swoje długie, ośmiometrowe piki w kierunek nacierających uniemożliwiając im sprawną akcję. Flanki nie miały tyle szczęścia, orkowie z zacięciem parli naprzód. Mieli na tyle dużego bojowego ducha i siły fizycznej, że z łatwością rozłupywali ludzi na dwie połowy. Na domiar złego, mosty były dość szerokie, mieściło się tam piętnastu orków. Szczęściem, ludzie stworzyli tak zwarty oddział, że na każdy atak nacierającego ludzie odpowiadali dziesięcioma. Wtedy zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Jeden z dowódców orków, jak się później okazało Tur-Kar nakazał swojemu zastępowi brnąć przez najpłytsze miejsca w kierunku ludzi. Gar-Terek zawył dziko, niezadowolony. Nastąpiło kolejne niespodziewane wydarzenie, orkowie zwiększyli swoją szybkość prawie dwukrotnie. Elficcy magowie nie wiedzieli, co się dzieje. W końcu w sprawę zaangażował się jeden z najlepszych czarodziejów na świecie, Bel’Karath. Zaklęcie było długie i skomplikowane, odkręcanie jego skutków zajęło pół godziny. W tym czasie orkowie poczynili ogromne postępy na flankach oraz wdarli się płytko w szeregi zachodnich wojowników, a zastęp Tur Kara przeprawił się już przez rzekę i rzucił się na flanki. Orkowie zrozumieli, że na środku nic nie zdziałają wręcz więc zaczęli rzucać toporami. Ta decyzja była naprawdę mordercza dla falangitów którzy zaczęli ponosić wysokie straty. Ich błyszczące, piękne i dość grube pancerze nie mogły mimo wszystko zatrzymać dużego, lecącego z dużą prędkością toporzyska. Ebutar zorientował się w sytuacji i wysłał do boju swoją kawalerię.
[link widoczny dla zalogowanych]
Nie było ich dużo, ledwie pięć tysięcy, lecz stanowili ogromną siłę. Byli bardzo niebezpieczni dla orków, gdyż nawet przy zaklęciu wzmacniającym przewyższali ich szybkością. Zachodni żołnierze szybko to zrozumieli i w najdogodniejszym momencie odsunęli się po prostu na boki. W ich armii panował idealny porządek, nawet w tak kryzysowej sytuacji potrafili błyskawicznie zmobilizować się, zrozumieć co się dzieje i podjąć najwłaściwszą decyzję. Kawaleria zaszarżowała idealnie, starcie z orkami nie trwało długo. Ciosy były szybkie i bezlitosne, żaden wojownik Hordy nie mógł nawet podnieść topora żeby zadać jakieś uderzenie. Nikt nie przeżył tej szarży, jednak kawaleria spotkała się z dużym problemem w osobie dwustu tysięcy rozwścieczonych orków oraz, co gorsza, szarżujących cyklopów. Natychmiast się wycofali, co nie pomogło im zbytnio, zważywszy na to że cyklopi nadal szarżowali. Tuż po przejeździe kawalerii falangici żywo zwarli szeregi, żywiąc nadzieję na powstrzymanie czterometrowych potworów. Na skrzydłach żołnierze Wschodu także nie próżnowali, ginęli bracia, ojcowie, synowie, czasem nawet wnukowie i dziadkowie. Niektórzy ludzie, ogarnięci rozpaczą po stracie najbliższych cięli na oślep, wnet zagłębiali się w szeregi nieprzyjacielskie, jak nóż w masło. Inni poszli za ich przykładem, a po chwili walka toczyła się już na połowie mostów. Ebutar, dobrze rozumiejąc strategię nieprzyjaciela kazał części swoich oddziałów wycofać się. Resztki, które walczyły z orkami bardzo szybko zginęły. Kolejny raz Horda zaszarżowała, ledwo co ludzie zamknęli szeregi już mieli na karku kolejnych najeźdźców. To było niemalże nie do wytrzymania, cały ten napór, odór śmierci i potu rozprzestrzeniał się w mig, stosy trupów, w miarę możliwości natychmiast odgarnianych rosły. Niektórzy deptali po roztrzaskanych głowach swoich krewnych, niektórzy zrozpaczeni płakali nad wszystkimi poległymi po czym sami ginęli za dezercję lub od ciosu wroga. Gdyby nie elfowie, którzy z rozwianymi, złotymi puklami swoich włosów zwinnie i zręcznie, z niezmąconym spokojem siekli nieprzyjaciół, oddziały Wschodu prawdopodobnie załamałyby się. Sytuacja w centrum była nienajlepsza, wielu cyklopów wprawdzie poległo, lecz było ich zbyt dużo – nawet dla takiej masy ludzi, jaką wciąż tworzyli falangici. Wtedy głównodowodzący Aliantów kazał gigantom ruszyć do walki. W odwodzie zostawało mu w takim razie dziesięć tysięcy falangitów i trzydzieści tysięcy wojowników Wschodu. Mało, nie był pewien czy zdoła wygrać bitwę. Kazał kawalerii zaatakować razem z gigantami. I znowu Zachód pokazał swoją siłę – idealnie rozwarł szyki, robiąc sposobność do idealnej szarży dla połączonych oddziałów kawalerii i gigantów. W samą porę, gdyż ze stu czterdziestu tysięcy ludzi zostało pięćdziesiąt. Starcie czteroipółmetrowych gigantów z czterometrowymi cyklopami było z pewnością wielkim wydarzeniem. Kawaleria, wiele ryzykując, oczyszczała ich pole przemarszu z wszelakiej maści orków pozostawiając wiele miejsca na bój tytanów. Gigantów było mniej, lecz byli silniejsi a w dodatku stali na wąskim moście. Widząc swoich strażników w bitwie, elfowie ruszyli z jeszcze większym hurmem na przeciwników. Nawet falangici odważyli się iść do przodu, nie tracąc jednak kontroli nad pikami. Niektórzy dźgali cyklopów po nogach, bo było bezpieczniej, a niektórzy zwyczajnie, korzystając z długości pik wbijali im je prosto w twarz. Bitwa zmieniła się w masakrę. Nagle na lewej flance Wschodu rozległy się jakieś wrzaski – to oddział Tur-Kara ruszył na ludzi. Na ten widok rozochoceni wojownicy Hordy natarli wściekle. I znów reakcja Ebutara była błyskawiczna – kazał reszcie swoich odwodów ruszyć na ową flankę. Rozochoceni falangici ruszyli tam szybkim marszem do boju, a wschodni wojownicy, czując niepowstrzymaną żądzę krwi zaczęli biec. Bel’Karath był zadowolony, gdyż i on uczestniczył w boju – siedząc na koniu, powalał spokojnie kulami ognia cyklopów. Orczy magowie, zdesperowani, podjęli ostatnią próbę powstrzymania czarodzieja – zamknęli go w ognistej pułapce. Mag stanął trochę rozkojarzony, cały świat mu zawirował przed oczami a wokół siebie poczuł straszny żar. Skupił całą swoją Wolę i rozerwał pułapkę. Następnie legł na kolana, uśmiechnął się słabo i wycofał. Na szczęście odwody dotarły już na lewą flankę i szybciutko opanowały sytuację. Wprawdzie Tur-Kar robił co mógł, żeby zagrzać swoich wojowników do boju, lecz na próżno. Sam zginął z okrzykiem bojowym na ustach, cały oblany w krwi którą utoczył ze swoich wrogów oraz wieloma razami od mieczy i pik. Po chwili rozległy się chóralne okrzyki na cześć bohaterów, którzy zabili strasznego orka. Widząc jego śmierć, orkowie załamali się. Nie byli przyzwyczajeni do porażek, czy też do śmierci ich dowódców. Po chwili na prawej flance rozległy się okrzyki zwycięstwa – poległ Gag-Shak. To było już niemal za wiele dla orków, na szczęście dla nich ich wódz, Gar-Terek ruszył do boju na czele swojego królewskiego szczepu. Widząc to Ebutar zdecydował się na to samo. W tym samym czasie giganci wspólnym wysiłkiem obalili ostatniego cyklopa, a mosty zostały uwolnione od orków. Gar-Terek rzucił się w rozpaczy na największą kupę ludzi. Razem z nim powędrowało ocalałe dziesięć tysięcy orków. Ich bój z ludźmi nie trwał jednak zbyt długo, gdyż po dwóch minutach mieli na karku gigantów i falangitów. Gar-Terek zginął rychle od ciosu jakiejś piki. Wtedy orkowie zupełnie się załamali. Wszyscy przyklęknęli na jedno kolano i pochylili głowy, czekając na egzekucję. Takowa została dokonana natychmiast, w świetle zachodzącego, krwistoczerwonego, jakby chcącego to wszystko upamiętnić, słońca.
Bitwa nad rzeką Pamą, zwana także Bitwą Wschodu trwała trzy godziny, lecz męki walczących trwały o wiele, wiele dłużej. Jej następstwa były poważne, orkowie stracili całkowicie ochotę do walki, a ich państwo zostało podbite. Ziemie podzielono w połowie na Zachód, w połowie na Wschód.


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Bitwa Wschodu, znana też jako Bitwa nad Pamą
  Forum Vanesis Strona Główna » Świat GpT
Możesz pisać nowe tematy
Możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Wszystkie czasy w strefie GMT + 5 Godzin  
Strona 1 z 1  

  
  
 Napisz nowy temat  Ten temat jest zablokowany bez możliwości zmiany postów lub pisania odpowiedzi  



fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © phpBB Group
Theme designed for Trushkin.net | Themes Database.
Regulamin